Za chwilę minie pół roku od momentu przytulenia "nowej-starej" strugnicy, więc chyba najwyższy czas pokazać co się przez ten czas (dość powoli) działo.
Jak widać na zdjęciach wyżej strugnica była cała, ale zniszczona. Gwoździe, farba, przypalenia, wyłupania, nieumiejętne naprawy - wszystko to odcisnęło swoje piętno na stole, który jedną nogą był już w piecu. Zaczęło się dość mozolne oczyszczanie, rozbieranie i szlifowanie. Drewno okazało się zdrowe i poza paroma miejscami nie widać śladów żerowania szkodników, śladów wilgoci też nie znalazłem.
Na pierwszy rzut poszła podstawa, która wymagała zaledwie oszlifowania i olejowania. Nic więcej przy niej nie trzeba było robić - nadal stoi prosto i się nie buja.
Jak widać nie było tu miejsca na ręczną pracę a raczej frezarki, czopiarki i różnego rodzaju znane nam dzisiaj maszyny, które znacznie ułatwiały pracę. A przypominam, że na naklejce widnieje 1944r... (albo 47, ale te trzy lata różnicy raczej nie robią). Naklejka producenta oczywiście została zachowana.
Wspomniana naklejka i ślad po przeróbcePrzy okazji pytanie - po co są te klinowate wcięcia przy czopach? Zabezpieczenie materiału przed rozłupywaniem?
Blat był w znacznie gorszym stanie i wymagał dużo więcej pracy. Jego środek był tak zniszczony, że szlifowanie nic by nie pomogło i skończyło się na frezowaniu całości. Wystarczyło 10mm i blat był płaski.
To samo zrobiłem z frontem, ale tutaj zdjąłem zaledwie kilka milimetrów. Samą krawędź podfrezowałem głębiej i wkleiłem tam listwę, dzięki czemu nie straciłem nic z szerokości blatu a miałem czystą i równą powierzchnię od frontu.
Na blat nakleiłem nowe listwy bukowe, w których potem wyciąłem otwory pod imaki. Czoło prawego ścisku wymagało też obróbki i doklejenia nowej warstwy. Jest równo i prostopadle do blatu.
Lewa szczęka była w niezłym stanie, ale uznałem go za niewystarczający do pracy nawet po wstępnym wyczyszczeniu.
Odciąłem więc górną część, dokleiłem nową, całość przestrugałem i spasowałem z frontem stołu. Szczęka dochodzi na całej szerokości równo i bez szpar.
Więcej pracy było z prawym ściskiem, ale to przez jego nie do końca przemyślaną konstrukcję. Spękany, z parokrotnie poprawianymi śrubami początkowo nie napawał optymizmem do tego stopnia, że planowałem jego całkowitą wymianę. Ostatecznie rozstałem się tylko z odklejoną płytą wierzchnią, która i tak nie nadawała się do remontu.
Oryginalną płytę wymieniłem na nową.
Koniec końców ścisk chodzi płynnie i gładko, mocno trzymając obrabiany materiał.
I tu kolejne pytanie - dlaczego prawa belka tego ścisku jest od niego szersza i odsunięta od strugnicy? Ta przestrzeń do czegoś służy, czy tylko daje "mięso" dla śrub mocujących?
Jak widać belki stężające zostały tylko odświeżone - w zasadzie nie biorą udziału w pracy na strugnicy a ich ślady zużycia mają swój urok.
Przy mechanizmach było w sumie niewiele pracy, wystarczyło zaledwie oczyszczenie, ale sporo krwi popsuły mocowania mechanizmów. Przekręcone wkręty, śruby rozłupujące drewno i stare naprawy gwoździami nie ułatwiały sprawy. Ich stan wynikał też nieco z błędów konstrukcyjnych.
Trudności z kupnem podobnych śrub co oryginały wymusiły z kolei parę improwizacji, co poskutkowało może niekoniecznie pięknym, ale na pewno pewnym i skutecznym trzymaniem całości.
Mimo wieku i błędów w konstrukcji oba ściski można skręcić jednym palcem, co nawet w nowych imadłach nie jest oczywistością.
Jak widać strugnica wygląda dzisiaj zupełnie inaczej niż ta sprzed pół roku. A wymieniłem naprawdę niewiele materiału - 10mm na blacie i wierzchnie warstwy ścisków. Może wygląda zbyt ładnie (Tata nawet stwierdził, że powinna stać w domu
) i straciła nieco pierwotnego klimatu, ale to nadal prawdziwa, stara strugnica, na której można komfortowo pracować.
Nareszcie na swoim miejscuDo zrobienia mam jeszcze szufladę, której nie było w komplecie i półkę. Starą wyrzuciłem, ponieważ była zrobiona chyba ze starej pokrywy jakiejś skrzynki, nawet zawiasów nikt nie usunął. Przetyczki też należy przynajmniej odnowić, ale to wszystko jest już zaledwie dodatkiem.
Widoczna doklejka na blacie od strony ściskuStare i noweNa koniec należą się ode mnie wyrazy podziękowania mojemu Tacie, który bardzo zaangażował się w cały proces. Podstawa, mechanizmy i końcowe olejowanie to Jego zasługa a i przy całej reszcie chętnie brał udział.
Niestety zdarzyła się przy okazji również przykra rzecz - chyba nie mam już miejsca na trzecią;)